Archiwum dla Sky

Kuala Lumpur… czyli pierwsza, krótka wizyta w Malezji

Posted in Bez kategorii with tags , , , , , , , , , , , , , , , , on 15 grudnia, 2010 by wstronemarzen

Pożegnanie Bangladeszu i zmiana miejsca na południowo-wschodnią Azję, przyniosła nam wiele radości. Zmęczeni oczekiwaniem na nowe porcje wrażeń, zostaliśmy zaskoczeni już na samym początku. Nowiutki samolot, no i te niesamowicie piękne stewardessy… a samo Kuala Lumpur mimo, iż była godzina 22.50 przywitało nas niesamowitym skwarem. Z lotniska udaliśmy się do centrum miasta, a do pokonania mieliśmy ponad 45km. Tam spóźniliśmy się 15minut na ostatni pociąg jaki mieliśmy w instrukcji dojazdu do naszej couchsurferki, a zatem pozostała nam jedynie taksówka. Nocny przejazd przez miasto zrobił na nas dużo wrażenie a oświetlone wieżowce, piękne, czyste ulice, i cisza to dla nas w Azji nowość. Po dotarciu do bramki i zapłaceniu taksówkarzowi zaczęliśmy realizować plan jaki Olga przekazała nam w mailu, a więc nie rozmawiać ze strażnikami, nie dawać im żadnych dokumentów broń boże paszportów, jak będą coś się czepiać to ich olać, wjechać windą na górę i stukać aż ktoś otworzy drzwi… to ostatnie nie takie proste bo jest już przed 2.00 ale drzwi się otwierają a dokładnie otwiera je Agnieszka, którą wraz z mężem Rafałem (właśnie są w 6-miesięcznej podróży poślubnej po Azji – pozdrawiamy) też zatrzymali się u Olgi. Uff no to mieliśmy farta ;p ale to jeszcze nic nasz salon w którym śpimy to istne cudo, gdyż zakończony jest szklaną ścianą a mieszkając na 11 piętrze z widokiem na całe miasto nie możemy oprzeć się wrażeniu że chyba śnimy, a co więcej na środku widać pięknie oświetlone Petronas Twin Towers no no to się nazywa trafić w dobre miejsce o dobrej porze;) Trochę nocnych rozmów i wymiana doświadczeń podróżniczych aż w końcu zasłużony sen. Rano poznajemy w końcu Olgę która wraz z mężem Malezyjczykiem, dwoma innym koleżankami z Rosji oraz jednym kolegą mieszkają w tym niesamowitym mieszkaniu. Jest tutaj tak jak my jeszcze chłopak z Australii;) Pierwszy dzień po pobudce i śniadaniu ruszamy w miasto, oczywiście korzystając z kolei miejskiej ( coś na wzór metra) która jeździ bez motorniczego ;p Jedziemy do Kuala Lumpur Lakes Garden które robi na nas ogromne wrażenie ( tu to dziewczynę na spacer można zabierać 10 razy dziennie nie to co w Indiach ;p ) i tu spotykamy pierwszego metrowego warana który ucieka przed nami w krzaki… hehe jak się później okazuje to u nich warany na trawnikach to tak jak u nas koniki polne ;p stąd trafiamy do Putra WTC gdzie odbywa się wystawa samochodowa. Oczywiście największą frajdę sprawia to Tomkowi, choć i Mario z Wojtkiem z chęcią oglądają samochody, jednak baczniejszą uwagę zwracając na hostessy, po czym wszyscy stwierdzamy że warto było tutaj dla nich przyjść ( dla samochodów też;p ). Dzień kończymy w centrum miasta w ogrodzie w Petronas Twin Towers świętując przy Whisky naszą dwumiesięczną rocznicę podróży, widoki jakie przy tym mamy są piorunujące. Kolejny dzień spędzamy na błogim lenistwie i dalszym zwiedzaniu miasta. Kolej miejską opanowaliśmy do perfekcji, szczególnie przechodzenie przez bramki i nie oddawanie biletów, których mamy już niezła kolekcję. Jedziemy tez na przedmieścia do Sunway, gdzie odwiedzamy wielkie centrum handlowe – piramida, oraz park rozrywki, niestety nie korzystamy z atrakcji bo ceny są lekko za wysokie ;p Wcześniej z rana, odwiedzamy też Petronas Twin Towers, do którego kolejka zbiera się już po 6.30, my jednak wpadamy trochę później ale dzięki Anji, naszej współlokatorce, znajdujemy się prawie na samym przedzie. Zamierzamy wjechać na samą górę a zatem na 84 piętro, jednak panujące reguły ( a raczej ich brak) a więc po godzinie stania dowiadujemy się że na górę bilety można kupić dopiero za 3h i to w nowej kolejce decydujemy się wjechać tylko na Skybridge czyli 41 piętro. Winda jedzie z prędkością piętro na sekundę, a w sali oglądamy 7minutowy film o firmie, i dowiadujemy się że ze względów bezpieczeństwa obowiązuje zakaz żucia gumy – ubaw po pachy. Sam widok z mostku nie robi większego wrażenia, a wyprawa kończy się przejściem przez mały pokój techniki. Kolejnego dnia zabieramy plecaki i ruszamy stopem do Singapuru. Jednak późny start i wydostanie z miasta zajmuje nam dużo czasu, dodatkowo niespodziewanie dopada nas ulewa… za miasto trafiamy po 17.00 a pierwszego stopa łapiemy tuż przed wjazdem na autostradę. Zabiera nas mężczyzna, który pracuje w obsłudze autostrady i wywozi na dogodnie usytuowaną stację benzynową. Tutaj po długim czasie łapiemy ciężarówkę którą podróżujemy spory kawałek, lecz gdy wysiadamy jest już godz.22.00 i czas na nocleg. Docieramy do stacji benzynowej, która jest ciągle w budowie. Po krótkiej rozmowie ze stróżem dostajemy pozwolenie na robicie namiotu przy dystrybutorze nr 1 ;p Pan lituje się chyba nad nami, gdy mu mówi że chcemy się rozbić na pobliskiej łące, bo mówi że to niebezpieczne bo tam pełno jadowitych węży więc możemy zostać tutaj. Co więcej chyba nas polubił, bo zabiera jeszcze nas na pyszny zimny sok ze świeżych ananasów i pieczone kawałki kurczaka w sosie chili… mniamucha ;p Drugi dzień nie rozpoczyna się brawurowo bo przez pierwsze 1,5h nie możemy nic złapać aż w końcu pakujemy się do auta… uwaga!!! w 3 z tyłu na kolanach trzymając nasze wielkie plecaki… hehe sardynki przy nas to mają luz… podobnie jak chłopaki którzy nas wiozą bo po tym jak wysiadamy jadą tyłem pod prąd zjazdem z autostrady by ponownie się na nią dostać. Tutaj wychodzimy na autostradę i to się opłaca bo już po chwili łapiemy jeepa który wiezie nas ponad 200km tuż pod Johor Bahru, gdzie w moment łapiemy kolejnego vana i tym dostajemy się już do samego przejścia granicznego z Singapurem 😉